Wznoszenie granic, za którymi, jak na Pustyni Tatarów, nic nie ma; które przeglądają się w samych sobie. Grodzenie pustki przywodzące na myśl wzięcie w nawias. Tę zawieszoną (na drutach) niewyrażoną przestrzeń przekraczają jednak rzeki, zwierzęta, dryfujący przez ciemność umarli. Ciche, niestrudzone uchodzenie ludzi, rzek, zwierząt. Uparte, wytrwałe znoszenie granic, przeglądanie się (niekiedy na pograniczu snu i jawy) w oczach lisa, uchodźcy, odchodzącego przyjaciela, tej, która pisze, byś pisał. I wreszcie kamień graniczny wspólnego języka, popiół wytrząsany na śnieg, linia zatartego, nieostrego widzenia, za którą zdajesz się już tylko na dotyk. Tym razem muszę wybrać co stracić, mówi Darek Pado. Czekałam na tę książkę. Joanna Wajs